pawelmjm

Użytkownicy
  • Zawartość

    49
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez pawelmjm

  1. Chyba masz kłopoty ze zrozumieniem tekstu albo go nad interpretujesz. Ogólna sentencja: dawanie pieniędzy społeczeństwu w celu pobudzenia gospodarki jest złudnym działaniem. Efektem takiego działania jest tylko i wyłącznie pogłębienie inflacji, czyli szybszy wzrost ceny towarów. Innymi słowy za większe, wpompowane w rynek pieniądze można kupić co najwyżej tyle samo co poprzednio. Nie ma innego rozwiązania jak zwiększanie efektywności wytwarzania, co oznacza mniej więcej tyle: za te same pieniądze wytwarza się więcej. Skoro więcej jest towaru a jego koszt jednostkowy niższy, to można go taniej sprzedać, co oznacza, że konsument przy nie zmienionej pensji zyskał wzrost siły nabywczej swoich pieniędzy. Nie potrzeba zamykać żadnych granic raczej trzeba je otwierać, gdyż to zmusza do konkurowania. To producenci muszą się nauczyć konkurować ceną, jakością i ilością a pracownicy wydajnie pracować.
  2. Tak, duży dłużej będzie sobie radził sam, do czasu aż inni go przerosną. Taką szansą na przerośnięcie innych jest tworzenie grup. Do tego oczywiście trzeba dorosnąć, bo grupa to interes wspólny a nie osobisty. Jeżeli jej istnienie nie będzie oparte na uczciwości i dążenia do wspólnego celu, to nie ma ona szans na przetrwanie. Jednym z warunków jest skupienie producentów o podobnym potencjale wytwórczym. Duże różnice produkcyjne pomiędzy poszczególnymi członkami powodują, że grupa staje się prywatnym interesem najsilniejszego, a przecież nie o to chodzi. Grupa to sformalizowana działalność, więc wymaga stworzenia pewnej struktury dbającej o jej interesy, a o to trudniej jeżeli do tej pory nikt nie miał z tym styczności i nie ma zielonego pojęcia jak to zorganizować. To, ze grupy się rozpadają lub niektórzy się z nich wycofują nie oznacza, że są one złe. Tak dzieje się z wieloma firmami w rożnych dziedzinach gospodarki a przecież ciągle powstają nowe firny a inne upadają.
  3. Historia to jedno a obecna rzeczywistość to drugie. To, że Grekom zawdzięczamy niemałą część dorobku cywilizacyjnego nie zwalnia ich z konieczności ponoszenia wysiłku w obecny rozwój, a wszystko wskazuje na to, że spoczęli na laurach i chcą spijać śmietankę wynikającą z pracy innych. Jest to oczywiście w głównej mierze zasługa sfer rządzących a naród przyzwyczajony do przywilejów (rozwydrzony) nie chce się ich pozbywać. Skoro więc ktoś otrzymuje więcej niż wytwarza i nie ma perspektywy na to, że będzie odwrotnie, to chyba można go nazwać nierobem. Oczywiście jest to uogólnienie. Tyle o Grekach. O Polakach: pisałem wcześniej o uwarunkowaniach politycznych, które miały niemały wpływ na stan naszej gospodarki. Nie zwalnia nas to jednak od wysiłku zmierzającego do rozwoju tej gospodarki. Odnośnie konsumpcji, przy otwartych granicach pieniądze wypłacone pracownikom wydawane są na towary głównie pochodzenia zagranicznego - Polska ma 15 mld EURO deficytu handlowego za rok ubiegły oznacza to, że za nasze wypracowane pieniądze co roku pasiemy obcy kapitał na podobną kwotę. Pieniądze te powinny zasilić nasz polski kapitał i naszą polską gospodarkę, aby wytwarzała więcej i bardziej się uniezależniała od importu. Konsument wyda pieniądze na to co mu się bardziej podoba, nie kieruje się względami patriotycznymi. Producent rozwija biznes głównie tam, gdzie go do tej pory prowadził. Tak więc najpierw trzeba wytwarzać a następnie konsumować wytworzone produkty. Sytuacja odwrotna prowadzi do stanu Polski sprzed przeszło dwudziestu lat lub do stanu obecnej Grecji.
  4. To wszystko jest mi znane, ale nie we wszystkim się zgodzę. 1. Uważam, że wieprzowiny jest pod dostatkiem, wystarczy wybrać się do sklepów. Oczywiście każdy producent, czy to śrubek czy samolotów będzie bronił swojego stanowiska, jego produkcja jest niezbędna. Nie neguję potrzeby produkcji wieprzowiny i nie tylko. Stoję na stanowisku, że produkcji jest pod dostatkiem a jej zwiększenie będzie skutkować obniżeniem ceny skupu także poniżej kosztów produkcji. Oczywiście takie zwiększanie podaży w pierwszej kolejności wyeliminuje najsłabszych producentów. Popytu nie da się radykalnie zwiększyć. Może się to odbyć kosztem innych produkcji np. drobiu. Walkę obserwujemy na co dzień - kurza grypa, świńska grypa, bakteria coli itp. po co aby poprzez zmniejszenie popytu na jeden towar zwiększyć popyt na inny. Obniżenie ceny (zmniejszenie zarobków przetwórni i handlu) nie wiele tu zmieni 10 - 15% wzrost popytu można uzyskać przy 50% obniżce ceny. Kogo na to stać, na pewno nie rolników a przetwórstwo i handel są mocniejsze. 2. Jedyna droga obrony interesów producenckich w celu utrzymania się na rynku to obniżanie kosztów produkcji (jak widzę niewiele można tu zrobić)tworzenie silniejszych grup mających mocne argumenty wobec ubojni, tworzenie własnych ubojni. Swoją drogą skoro rolnicy w PRL wybudowali ubojnie i byli spółdzielcami to jakim cudem utracili nad nimi kontrolę? Zapewne nie mieli pieniędzy na ich utrzymanie. To tak jak w całej gospodarce - posprzedawano zakłady pracy ponieważ brakowało pieniędzy na bieżącą produkcję. Nowy właściciel na ogół ją miał. Oczywiście przy nasyceniu rynku surowcem będzie trwała walka (konkurencja) pomiędzy producentami i tego nikt nie wyeliminuje. Sytuacji nie poprawi żaden dekret ani rozkaz ministra czy premiera. W celu ratowania sytuacji należy wykorzystywać obecne możliwości tworzenia np. grup producenckich i przeznaczonych na nie środków. Wszystkie te działania i tak zmierzają do eliminacji części producentów.
  5. Przepaść w zarobkach wynika z PKB na mieszkańca. Polska ma 3 do 4 razy niższe PKB niż Niemcy, Francja, UK. więc i zarobki są tyle razy niższe. Ten wskaźnik bardzo wyraźnie pokazuje jak uzależnione są nasze pensje od naszej polskiej wydajności (nie będę się wgłębiał w przyczyny tak niskiej wydajności) Ceny produktów zależą od kosztów wytworzenia. Surowce i energia mają ceny światowe tańsza jest tylko robocizna, a ta jest uzależniona od naszej wydajności pracy, która jest 3x za mała aby zarabiać tyle co na zachodzie. Nie pozostaje nam nic innego jak zwiększać wydajność pracy a tę można uzyskać poprzez unowocześnienie produkcji a więc inwestycje. Na inwestycje nie ma pieniędzy, bo Polacy wywierają presję na pracodawców by ci podwyższali pensje (robi to także rząd poprzez podnoszenie progu minimalnych zarobków)Pieniądze więc zamiast w inwestycje idą w konsumpcję i mamy stagnację w rozwoju.
  6. To niestety, jako producenci jesteście bardzo ciency. Przecież potencjał produkcyjny ubojni jest mniej więcej równy potencjałowi wytwórczemu trzody chlewnej, więc powinniście mieć silny argument przetargowy w rozmowach z ubojniami. Dlaczego więc konkurujecie ze sobą i jeden przed drugim cichaczem sprzedajecie taniej aby tylko sprzedać. Ubojnie tylko się z tego cieszą. To wasza wina, że nie potraficie się zorganizować i stworzyć przeciwwagi. Wychodzi niestety problem rozdrobnienia produkcji.
  7. Jeżeli najlepsi lub najwięksi producenci sprzedają swoje produkty po kosztach wytworzenia, to słabsi muszą bankrutować. Nie sądzę aby ktokolwiek z producentów, bez względu na wielkość swojej produkcji opuszczał cenę po to, aby wyniszczyć konkurencję, bo jest to demoralizowanie źródła przychodów (nabywcy nie będą chcieli w przyszłości płacić więcej nawet wtedy, gdy wyeliminuje się konkurencję)a kiedyś należałoby się odkuć. Jedyny sposób eliminacji konkurencji, to nieustanne zwiększanie produkcji. Nabywcy chętniej kupują od producenta mającego większy potencjał produkcyjny. Tak więc uważam, że niskie ceny są spowodowane nadpodażą surowca.
  8. "Cena trzody chlewnej była za niska w stosunku do kosztów, ale problemu ze zbytem nie było. Ubojnie wiedziały o tym, że jest dużo surowca więc nie zwiększały cen." Ja widzę w tych zdaniach sprzeczność. Gdyby surowca było mało, to ceny by były wyższe a rolnicy by nie bankrutowali. Problemu ze zbytem nie było ponieważ tani surowiec pozwalał na eksport produktów ale nastąpiło to kosztem samych producentów. Tak więc po tym zjawisku nastąpiła zapewne jakaś korekta w dół w produkcji trzody i cena jest opłacalna. Kolejne zwiększenie produkcji bez obniżenia kosztów zakończy się analogicznym efektem. Część producentów będzie bankrutować.
  9. Do Polski 20 lat temu wpuszczono towar zagraniczny ponieważ były puste półki (byłem dorosły i doskonale pamiętam) Ten mechanizm ukrócił inflację ponieważ pojawił się towar a zabrakło ludziom pieniędzy. Grecy i inne nieroby dzięki otwartym granicom nie będą cierpiały z powodu braku towaru. Jeśli nie da się im dotacji będą musiały zakasać rękawy i wziąć się do roboty i to wydajnej, aby sprostać konkurencji. Oczywiście bogatym narodom jest łatwiej ale nie ma innej drogi do bogactwa jak coraz wydajniejsza praca.
  10. @ikcomas Dlaczego w jednej części kraju jabłka mogą kosztować inaczej a w drugiej inaczej? Siła nabywcza waluty w każdym z tych regionów jest inna. Porównaj sobie ceny w Warszawie z cenami w innych miejscowościach Polski. Cena nabywcza złotówki jest wszędzie inna. Dlaczego więc dziwisz się i nie możesz pojąć, że cena nabywcza EURO może być także inna w każdym z regionów UE. Tam gdzie ludzie odzwyczaili się od pracy (mało wytwarzają) tam siła nabywcza ich wypłat będzie niska a produkty będą na pewno drogie, więc mieszkańcy będą żyli w ubóstwie. W produktywnych regionach siła nabywcza wypłat jest wyższa, więc mieszkańców stać na więcej.
  11. @MaciejCz. Pojmowanie Polski czy teraz już szerzej UE jako pola walki i konfliktu interesów jest wyrazem niedojrzałości i myślenia rodem z początków XX wieku, które doprowadziło do wojen światowych. W XXI w. takie wojny toczą się głównie na polu ekonomicznym (tworzenie nieuczciwej konkurencji) Ta nieuczciwa konkurencja rodzi się na skutek tworzenia przywilejów (sami wypowiadacie się o niesprawiedliwych dopłatach czyli o uprzywilejowaniu rolników z niektórych państw UE)Dzisiaj nie ma problemu z wytworzeniem produktów zarówno przemysłowych jak i rolniczych, dzisiaj jest problem z ich sprzedażą. Skoro jest nadprodukcja, to rodzi się pytanie, czy nadprodukcja powinna być dotowana? Czy UE i poszczególni jej członkowie nie powinni prowadzić działań zmierzających do większej konkurencji i naturalnej, bo opartej o ekonomię eliminacji najsłabszych producentów. To oczywiście wymaga odchodzenia od dotacji, a nie ich pogłębiania.
  12. Zaczęło się od pytania na temat korzyści wejścia do unii walutowej. Oprócz wielu wad dotyczących przyjęcia wspólnej waluty widzę jedną zasadniczą korzyść. EURO jest znacznie mniej podatne na działania spekulacyjne swojego kursu niż waluty narodowe takich państw jak Polska czy mniejszych. Ma to zasadniczy wpływ na stabilność funkcjonowania gospodarki uzależnionej przecież od importu ale również eksportującej swoje produkty. Produkcja przy rozjeżdżającym się kursie jest znacznie bardziej ryzykowna niż przy stabilnym.
  13. Ci, którzy liczyli na polityków muszą się wreszcie obudzić i sobie uświadomić " mój sukces zależy tylko i wyłącznie ode mnie " Politycy są w stanie tylko i wyłącznie zakłócić naturalną równowagę gospodarczą, co bardzo wyraźnie obserwujemy w dzisiejszych czasach. Może niektórzy zarabiają na takich zawirowaniach, ale są to nieliczni, pozostała reszta niestety płaci za to rachunek.
  14. Państwo wymyślono w celu zorganizowania pewnych społeczności zgromadzonych na jakimś terytorium i narzuceniu im norm postępowania uznanych jako praworządne oraz egzekwowaniu podporządkowania się tym normom. Zorganizowanie w państwa daje jednym z nich znaczną przewagę nad innymi a wynikało i wynika to głównie z argumentu ich siły i skutkuje wykorzystywaniem słabszych. Twoje wypowiedzi skłaniają do wniosku, że akceptujesz, popierasz a wręcz chcesz cementowania takich układów. Tymczasem każdy człowiek chce żyć i być szczęśliwym. Aby dać podobną szansę wszystkim należy te bariery likwidować a więc znosić wszelkie przywileje. Jak już wspominałem uprzywilejowanie kogoś odbywa się kosztem pokrzywdzenia kogoś więc w pierwszej kolejności należy dążyć do wyrównania praw w skali międzynarodowej. Wołanie o przywileje i naciskanie na polityków aby je rozdawali jest po prostu nieetyczne. W to wszystko wpisuje się także temat rolnictwa chociaż jest on tylko jednym z elementów. Takie poglądy przyświecały i przyświecają głównym myślicielom jednoczącej się Europy i tylko przyjęcie ich daje szansę na jej przetrwanie. Jak widzę temat jest dla Ciebie zbyt trudny.
  15. Tak więc rzeczywistość jest taka jak jest, więc każdy kto chce cokolwiek w niej zrobić musi się do niej dostosować a nie narzekać, że nic nie można, bo warunki niesprzyjające (ugór - od tego rozpoczynał się wątek tej dyskusji). O strukturze rolnictwa i dochodowości z niej wynikającej pisałem wcześniej, więc nie chcę się powtarzać. Nie jest to sytuacja zdrowa i należy ją zmieniać a nie prowadzić działania konserwujące. Zmiany mogą być wymuszone jedynie przez ekonomię czyli nieopłacalność, bo w przeciwnym wypadku nikt gospodarstwa nie sprzeda ani nie przekaże. KRUS to utrzymywanie i cementowanie tej struktury. Więc walczmy o jej utrzymanie i szukajmy poparcia dla niej w środowisku miejskim (w co bardzo wątpię) a sukces gospodarczy na pewno nie ominie Polski. Odnośnie zarobków jeżeli jesteś pracodawcą, to dlaczego tak mało płacisz ? Odpowiedź zapewne znasz. Jeżeli nim nie jesteś problemu niestety nie zrozumiesz. I tak na sam koniec z Twojej wypowiedzi jasno wynika, że korzyści w rolnictwie mogą wynikać tylko i wyłącznie z nadanych przywilejów. Ja twierdzę, że i bez przywilejów rolnictwo może przynosić nie gorsze korzyści ludziom w nim pracującym warunek, muszą być one powszechnie zniesione. Twoje domysły co do dyskusji przedwyborczej nie są trafione nie optuję za żadną z partii uczestniczących w wyborach. Każda z nich to lewica z drobnymi odchyłami nieco w prawo lub lewo. Ich rządy prowadzą do pogłębiania deficytów między innymi poprzez obiecywanie i realizację tych obiecanek. Dobry gospodarz wie co jest ważne i potrafi powiedzieć stanowczo nie tam gdzie jest to potrzebne.
  16. Twoje myślenie oscyluje wokół jednej grupy zawodowej "rolników" Patrząc z tej perspektywy nie widzisz całego społeczeństwa oraz innych narodów. Zawsze uprzywilejowanie "kogoś" odbywa się kosztem "kogoś innego" czyli z jego pokrzywdzeniem. Tę swoją krzywdę próbuje on zrekompensować w inny sposób krzywdząc kogoś następnego itd. "Najbiedniejsi" coraz częściej bywają nimi z własnego wyboru ponieważ dostali od państwa przywilej w postaci opieki, więc nie opłaca im się zabiegać o pracę. Znam takich wielu, a patologia się niestety rozrasta zamiast kurczyć. Dopłaty "o połowę niższe niż winnych krajach unii" wynikają chociażby z faktu trzykrotnie tańszej u nas siły roboczej oraz innych, niższych kosztów w rolnictwie np. braku podatku dochodowego (tylko rolny) i bardzo niskiej składki ubezpieczenia w KRUS Zakładano, że z biegiem lat dopłaty te będą się wyrównywać ale warunki produkcji w tym koszty także będą się zbliżały do siebie. Współistnienie we wspólnocie nie może opierać się na fałszu ale na jasnym i otwartym przedstawieniu wszystkich za i przeciw, wykazaniu różnic w tym w tym tych dających przewagę, bez względu na to kogo one dotyczą. Prowadzi to do sytuacji w której nie można uzyskać przewagi dzięki nowym przywilejom, można tylko zmniejszyć przywileje tym którzy mają przewagę dzięki nim, aby wyrównać warunki konkurencji. Najwyższy czas zrozumieć, że każdy dział gospodarki musi bronić się sam a głównym wykładnikiem uzasadniającym potrzebę jego istnienia jest popyt. Rolnictwo ma tutaj największy atut, gdyż bez żywności nie da się przetrwać. Atuty polskiego rolnictwa to między innymi nie zasolona ziemia dająca szansę na zdrowe uprawy i produkcję proekologiczną, niskie podatki i ubezpieczenia, tania siła robocza (często zatrudniana na czarno)dobry klimat dający smak naszym owocom i warzywom. Czy jedynym argumentem do przebicia się na rynki europejskie musi być tylko niska cena uzyskana dzięki dopłatom, nie mogą to być argumenty jakościowe? Dopłaty unijne do polskiego rolnictwa są znacznie wyższe.
  17. Dlaczego twierdzisz, że polski rolnik nie ma tego co maja inni. Ja twierdzę, że inni nie mają tego co ma polski rolnik i nigdy już mieć nie będą. Polski rolnik musi chcieć i umieć wykorzystać tę sytuację. Nikt mu nie powie co ma wykorzystać i w jaki sposób ma to zrobić. Musi odkryć to sam. Egzystujemy na konkurencyjnym rynku i każdy chciałby mieć przywileje. Polskie rolnictwo mimo swojej struktury jakoś skutecznie konkuruje na europejskim rynku (4 mld euro nadwyżki eksportowej) a to oznacza, że nie ma powodów do zwiększania dla niego przywilejów. Ideą Europy jest zrównoważony rozwój regionów, to oznacza dążenie do ich samowystarczalności. Próba zwiększenia produkcji ponad potrzeby regionu wcześniej czy później skończy się koniecznością jej ograniczenia i płaczem, że najpierw zachęcano przywilejami a teraz się je odbiera. Warunkiem pokojowego współistnienia jest znoszenie barier i przywilejów a nie tworzenie nowych. Pisałem o tym wcześniej. Unia europejska ma nadprodukcję żywności ale ta nadprodukcja nie jest sprzedawalna na zewnątrz unii ponieważ ceny tej żywności są wysokie ze względu na wysokie koszty produkcji. Koszty te są maskowane dopłatami ale nie zmienia to faktu, że produkowana jest drogo. To unia obwarowała się barierami celnymi i nie dopuszcza do siebie tańszej żywności z zewnątrz ale jak widać każdy kij ma dwa końce. Mieszkańcy unii mogą się cieszyć, że mają tańszą żywność na skutek dopłat do rolnictwa ale nie wiedzą jak tanią mieliby, gdyby zniesiono bariery celne na żywność z zewnątrz. Jakie szanse przetrwania miałoby wtedy europejskie rolnictwo? Odpowiem - żadnych. Czy w skali świata obecna sytuacja jest sprawiedliwa na pewno nie i to wcześniej czy później musi się zmienić inaczej będą tworzyły się i narastały konflikty. Takich przykładów jest wiele dotyczą całej gospodarki. Nie sądzę aby okopanie się we własnym grajdołku i jego obrona za wszelką cenę rozwiązywało choćby najmniejszą cząstkę tych problemów.
  18. To Polacy w przeszłości przez wiele lat dominowali w tej części Europy gnębiąc pomniejsze narody nie wspominając o Rosji. Później dostali za to bęcki. Noszenie głowy do góry zarówno z powodu pierwszego jak i drugiego nie jest bynajmniej chwalebne. Piszesz "Popatrz na Niemców (i ucz się, skoro tak polecasz to innym)- jakoś nie płaczą, że tyle lat byli podzieleni, nie prawią o wadach narodowych, które do tego doprowadziły, nie liczą, ile utracili z własnej winy, nie każą części własnego narodu stać cicho i doganiać kogoś tam (nawet wywalczyli sobie dla tych słabszych uprzywilejowaną pozycję w UE)." - Właśnie o tym piszę, Polacy jęczą że zostali pokrzywdzeni, że w związku z tym coś się im szczególnego należy. Każdy naród może tak myśleć ale będzie miał TYLKO to co sobie wypracuje. Tyle w tym temacie. W Europie i w Świecie nadchodzą czasy wypracowania wspólnego prawa obowiązującego ponad narodami. W takiej sytuacji każdy Polak, Grek, czy Niemiec będą wobec niego równi. To, jaki status materialny będzie posiadł każdy z nich będzie zależało tylko i wyłącznie od ich indywidualnych cech i wyborów. Kto tego nie rozumie zatrzymał się intelektualnie na poziomie myślenia z początków XX wieku, które doprowadziło do dwóch wielkich wojen światowych. Czas zrozumieć, że budowanie murów - tworzenie przywilejów dla jednych jest jednocześnie krzywdzeniem innych, a więc aby konflikty łagodzić, należy od takich rozwiązań odchodzić. Jak się ma znaleźć w tym wszystkim nasza narodowa tradycja i kultura ? Uważam, że naród wcale nie musi mieć granic aby zachować swoją narodową tożsamość, to co musi mieć to poszanowanie swojej kultury i pokazywanie jej odrębności innym narodom przy jednoczesnym poszanowaniu kultury innych.
  19. Ile wypracowaliśmy nie ważne, ważne ile mamy, a to widać gołym okiem. Nie umieliśmy zachować przy sobie tego co utraciliśmy i jest to ewidentny objaw głównie naszych narodowych wad, które z dumą uznajemy jako zalety. Skoro tak, to nie możemy z tego powodu utyskiwać, bo stajemy się niepoważni. Uwarunkowania historyczne (wojny, zabory itp.) nie odbyły się bez naszego udziału a to oznacza, że jakieś swoje trzy grosze w sensie negatywnym do nich dołożyliśmy. Byliśmy butni i bitni wtedy, kiedy należało się układać. To że zapłaciliśmy za to wszystko być może zbyt dużą cenę, to już zupełnie inna kwestia. Frycowe trzeba płacić. Dzisiaj w wielu z nas nadal odzywają się takie cechy, oni chyba niczego się nie nauczyli. Do zrobienia jest bardzo wiele, a my dostaliśmy szansę nadrobienia zaległości. Nie jest to za darmo ale za cenę niezbyt wysoką, bo zgodnego współistnienia w Europie. Czy warto zaryzykować taką cenę? Moim zdaniem warto, w przeciwnym razie czeka nas kolejne sromotne lanie (tym razem na płaszczyźnie ekonomicznej), wszak nasze położenie geopolityczne się nie zmieniło. Liczy się "tu i teraz" oraz przyszłość, a ta zależy tylko od naszej woli oraz umiejętności, które musimy doskonalić ucząc się od mądrzejszych.
  20. Do Tadeusza. Spłycasz temat. Wydajność pracy wynika nie tylko z samej pracowitości Polaków, która jak zauważyłeś potrafi być zadziwiająca (szkoda, że nie we własnym kraju) ale wynika z całej organizacji pracy a więc posiadanych środków do produkcji, technologii i środków finansowych. To co mamy obecnie jest naleciałością wielu poprzednich lat i uwarunkowań historycznych. Niestety naleciałości te musimy przezwyciężyć swoją wydajną pracą, wydajniejszą niż praca innych aby w miarę szybko i skutecznie pokonać istniejące różnice ekonomiczne. Nikt za nas tego nie wykona a oglądanie się na innych doprowadzi nas niestety do sytuacji w jakiej jest w Grecji. Pozostaje zakasać rękawy i mozolnie rok po roku powiększać PKB. Wątpienie we wskaźniki ekonomiczne jest przekreśleniem wiary w cokolwiek. Skoro mądrzejsi od nas opierają się na nich, to nam nie pozostaje nic innego tylko przyjąć je jako miarodajne.
  21. Pytanie co to jest pensja godziwa. Według statystyk przeciętny Polak ma wydajność pracy 3x do 4x niższą niż Niemiec, Francuz, Anglik. Przeciętne wynagrodzenie także jest utrzymywane w tej proporcji. Uważam, że jak na swoją wydajność pracy to Polacy zarabiają godziwie. Aby zarabiać więcej muszą stać się wydajniejsi. Inaczej zwiększenie wynagrodzeń będzie rozdawaniem pustego pieniądza i głównym czynnikiem inflacji. Bogactwo bierze się z pracy a nie z dotacji. Każda dotacja zostanie wcześniej czy później zjedzona przez inflację, jeżeli nie zostanie wykorzystana na wzrost wydajności pracy równoważący jej wartość. Zaleta dotacji jest w tym, że nie trzeba jej zwracać jak kredytu wraz z odsetkami a otrzymane pieniądze pozwalają coś zrealizować zanim samemu wypracuje się wystarczające środki na realizację. Analogiczna sytuacja jest z dopłatą do żywności, zostanie ona wchłonięta przez wszelkiej maści ogniwa pośrednie pomiędzy wytwórcą a odbiorcą końcowym czyli konsumentem nie pozostawiając temu ostatniemu ani grosza korzyści i nie dając temu pierwszemu praktycznie nic.
  22. Polska ma rozwydrzone dzieci. Każda grupa społeczna oczekuje od rządzących dla siebie specjalnych przywilejów, przedstawiając swoją sytuację jako gorszą w stosunku do innych. Tymczasem ojczyzna to wspólne dobro, a każdy obywatel jest zobowiązany do tego wspólnego dobra się dokładać i je powiększać. Oczywiście wymogi państwa muszą być ograniczone ponieważ w przeciwnym przypadku państwo doprowadziłoby do sytuacji gdzie wyciągających rękę o pomoc byłoby więcej niż tych którzy dostarczają środków na tę pomoc. Wydaje mi się, że w świetle innych krajów i w obecnej sytuacji materialnej kraju polskie rolnictwo ma wystarczająco dużo przywilejów. Nasuwa się pytanie, czy istnieje jakaś racjonalna przesłanka aby je jeszcze zwiększać. Moim zdaniem nie ponieważ Polska jest krajem samowystarczalnym w kwestii żywności. Importuje głównie specyficzne dla innych regionów produkty oraz to, czego u nas wyprodukować nie można ze względu na warunki klimatyczne. Nadwyżka eksportowa to ok. 4 mld euro rocznie. Ktoś powie mogłaby być większa. Owszem ale władze każdego z państw postrzegają rolnictwo w identyczny sposób - jako źródło bezpieczeństwa żywnościowego. Tak więc zwiększanie przywilejów w jednym państwie pociągnie za sobą identyczną reakcję w innych. Doświadczenie uczy, że wszelkie dotacje są konsumowane głównie przez dostawców środków do produkcji i maszyn, pośredników w zaopatrzeniu, handlowców itp. pozostawiając dochodowość rolnictwa na niezmienionym poziomie. Tak więc problem nie leży w przywilejach a w niestabilnej produkcji czyli przerzucaniu się z roku na rok na tę uprawę, która wydaje się bardziej dochodowa. Przy obecnej strukturze i ilości gospodarstw problem jest nierozwiązywalny (chyba nikt nie oczekuje gospodarki nakazowej)gdyż przekształcanie w większe gospodarstwa będzie trwało latami. Używanie argumentów, że produkty z małych gospodarstw są zdrowsze nie do końca mnie przekonuje. Jestem natomiast pewny, że są one droższe ponieważ odgrywa tu rolę efekt skali. Tak czy inaczej nie jesteśmy w stanie zrobić niczego pod prąd. Skoro tendencje światowe wskazują na konieczność powiększania gospodarstw to tak należy robić. Jeżeli ktoś widzi swoje miejsce i przyszłość z produktami z małych (ekologicznych) gospodarstw to niech ryzykuje taką produkcję ja wiem, że zdobycie klienteli dla takich produktów wymaga wieloletniej pracy nad ich świadomością a także wzrostu ich zamożności, wszak nie bez podstaw mówi się "pieniądz nasz pan"
  23. Patrząc z boku na rolnictwo sprawa nie wydaje się taka jednostronna jak widzą ją rolnicy. Struktura wsi jest anachroniczna w stosunku do rozwiniętych państw więc i dochodowość ich jest znacznie niższa. 2 mln gospodarstw powinno przekształcić się w 200 tysięcy, to oznacza konieczność odejścia z rolnictwa min. 2 mln ludzi, którzy poza uprawą ziemi nic innego robić nie potrafią. Należałoby zagwarantować przekwalifikowanie i dać im pracę lub rentę albo bezrobotne. Czy państwo jest na tyle bogate aby to zrobić szybko. Na pewno nie, więc proces przekształceń będzie trwał ok. 30 lat dopóki obecni rolnicy nie przejdą na emeryturę (jak będzie wtedy wyglądało nowoczesne rolnictwo na świecie ?) . Istnieje też naturalna bariera psychologiczna wśród rolników w kwestii pozbywania się ziemi. Następna sprawa, to rozdrobnione rolnictwo stanowi ogromną konkurencję samo dla siebie powodując, że ceny na płody są najniższe z możliwych, gdyż jeden rolnik opuszcza cenę w tajemnicy przed drugim aby swój produkt sprzedać. Argument samozachowawczy biurokracji także ma tu swój wpływ - więcej gospodarstw to więcej biurokracji więc proces przekształcania z ich punktu widzenia powinien być jak najwolniejszy. W tym wszystkim najważniejsze jest indywidualne podejście każdego z rolników widzących bądź nie swoją przyszłość w rolnictwie a ta coraz bardziej postrzegana jest poprzez pryzmat biznesu czyli generowania zysków