Napisano Maj 10, 2017 (edytowany) · Zgłoś post Rynek trzody chlewnej od wielu lat charakteryzuje się małą stabilnością, przez co wybór tej branży nie daje nam gwarancji opłacalności. ASF czy niskie ceny skupu są bardzo często przywoływanymi powodami tej sytuacji i złej koniunktury. Nie sposób się tym nie zgodzić, afrykański pomór świń nadal szaleje na wschodzie kraju, co prawda wyłącznie wśród dzików ale jak mówi przysłowie kropla drąży skałę i wystarczy jeden nieostrożny hodowca lub splot niefortunnych zdarzeń by chorobę wykryto ponownie na chlewniach. Jeżeli mowa o cenach skupu to na przestrzeni lat mamy iście jazdę bez trzymanki. Zaczynając od krachu cenowego na początku XXI wieku gdzie ceny oscylowały w okolicach 3 zł a kończąc na problemach ze zbytem w związku z ASF gdzie ceny za WBC wynosiły ok 4,70 zł średnio a w niektórych rejonach znacznie mniej gdy "pośrednicy" chcieli się dorobić na masowej panice i wstrzymaniu odbiorów. Od jakiegoś roku mamy jednak wzrosty cen które obecnie oscylują na poziomie 7,40 za WBC a mimo to nadal się nie opłaca jak twierdzi wielu rolników. Trudna sytuacja na przestrzeni lat spowodowała że wiele hodowli upadło lub przestawiło się na tucz warchlaków, inne przestawiły się na produkcję bydła itp. Gdy w Polsce następuje załamanie rynku w tym samym czasie w krajach Europy zachodniej produkcja ma się bardzo dobrze, co prawda także spada opłacalność ale nadal jest to bardzo dochodowe. Obserwując sytuację z perspektywy małego rodzinnego gospodarstwa ( niegdyś 40 loch w cyklu zamkniętym) oraz obecnej fermy ( 300 loch w cyklu zamkniętym ) myślę że wiem po tych wszystkich latach gdzie leży problem. Bardzo dobrze sprawdzi się tutaj cytat z Iron Fista - " żaba pływająca w studni, nigdy nie pozna morza". Przy małej hodowli w starszych budynkach nie mamy świadomości, wiedzy, doświadczenia itp. by dostrzec błędy jakie popełniamy bo tak się robiło od zawsze i było dobrze. Mówię to także na własnym przykładzie gdzie stado było małe i popełniało się dużo błędów. Porównując taką hodowlę do fermy kilkuset loch to naprawdę jest przepaść mentalna, mogę powiedzieć że w momencie zasiedlenia fermy trzeba było się uczyć od nowa a wiedza zdobyta na przestrzeni ponad 20 lat utrzymywania świń stała się bezużyteczna. Jak nie sposób się domyśleć pierwsze lata były ciężkie i jak myślę ile się straciło na wskutek złego doradztwa firm paszowych genetycznych czy weterynaryjnych to głowa mnie boli ;) Teraz wróćmy do naszego przysłowia, to ja byłem tą żabą pływającą w studni powielającą złe schematy które przełożone zostały na większą skalę częściowo. I jest wiele takich przypadków że mniejsze hodowle budują fermy na 200-400-500 loch i otrzymują słabe doradztwo tracąc przy tym dużo pieniędzy. Najgorsze jest to że wiele takich ferm nigdy się z tej studni nie wydostaje i na wskutek braku odpowiedniej wiedzy popartej doświadczaniem kończą hodowlę , przestawiają się na tucz warchlaków lub mówią że się nie opłaca i nie trzodzie zarobić się nie da. Teraz powiem wam jak wygląda obsługa zewnętrzna pierwszej lepszej fermy i czym to skutkuje. Gdy powstaje duży obiekt potrzebuje on kilku rzeczy. Po pierwsze genetyki najczęściej Naima lub Danbred, po drugie żywienia i tutaj firma paszowa z reguły zajmuje się układaniem składu pasz, dostarczeniem premiksów, dodatków itp. ogólnie odpowiada za żywienie, niektórzy wybierają pasze gotowe szczególnie przy żywieniu prosiąt inni robią mieszanki we własnej mieszalni. Trzecim fundamentem jest obsługa weterynaryjna czyli współpraca z lekarzem weterynarii który pojawia się 1-2 razy w miesiącu na fermie ogląda stado i daje rady oraz przywozi potrzebne leki. Ostatnim elementem są ludzie czyli obsługa obiektu od której bardzo dużo zależy i tutaj mamy kilka opcji albo właściciel chodzi codziennie sam na obiekt i ma kilku pracowników lub zatrudnia zootechnika który ma w teorii wszystkiego dopilnować i kierować całą fermą. Z reguły lepiej wychodzi zootechnik bo hodowca może wprowadzać złe nawyki i obniżać wyniki fermy, przykładem może być pewna ferma 350 loch gdzie właściciel podjął decyzję ze będzie przeprowadzał kastrację knurków w dniu odsadu, innym przykładem jest ferma gdzie zaczęły chorować prosięta na porodówce i odchowani i z czasem okazało się że pracownik ma pełne łóżko leków które kradł z fermy. Takich przykładów jest dużo i nie ma sensu więcej ich wymieniać, lecz pokazuje to że wszystko zależy od ludzi bo można mieć super warunki i świetne lochy rodzące po 20-30 prosiąt a nic z tego nie mieć i balansować na granicy opłacalności szerząc później to co wyżej wspominałem " że się nie opłaca". Dostrzeżenie tego wszystkiego wymagało w moim przypadku zwolnienia 6 lekarzy weterynarii ( w tym 2 dosyć znanych) oraz mniej więcej 17 firm żywieniowych. Kluczem w funkcjonowaniu każdej fermy jest żywienie i niezależnie jakie lochy posiadamy to miejmy świadomość że ich potencjał biologiczny znacznie przekracza nasze możliwości ich wyżywienia. Przy słabym żywieniu loch brakowanie będzie faktycznie na poziomie ok 40 % a jakość prosiąt będzie spadać i taka locha jak zalecają firmy genetyczne wytrzyma 5-6 porodów i po niej, szczególnie Danbred który rodzi i odchowuje więcej prosiąt przez co niedobory organizmu są większe i brakowanie średnio o 10-15 % większe. Bardzo często jest bagatelizowane żywienie i jego wpływ na wyniki czy zdrowotność. Można zastosować taką kombinację surowców i dodatków w paszy LK/LP że nie będzie wymagane szczepienie od kolibakteriozy a problemy w okresie okołoporodowym nie będą miały znaczenia niezależnie od tego czy w dniu porodu locha zje 0,5 kg czy 5 kg. lecz to wszystko wymaga chęci wydostania się z tej "studni" a z tym jest problem bo mała hodowla robi po swojemu a duża ferma opiera się na autorytecie ludzi z firmy paszowej którzy mają wiedzę wyłącznie teoretyczną lub błędnie zasłyszaną na szkoleniach czy opiniach od hodowców. To samo tyczy się wyników osiąganych na odchowalni oraz tuczarni, potencjał biologiczny prosiąt wynosi jakieś 40-50 % w stosunku do tego co się osiąga i można choć o parę procent pokusić się o poprawę wyników lecz to także wymaga wiedzy i dobrych pasz a z reguły firmy proponują prestartery na poziomie 2,5 tys. co sprawia że nie tylko przyrosty nie wzrastają lecz w pierwszym tygodniu na wskutek stresu i złej paszy ustają co przekłada się bezpośrednio w tuczu. Istnieje parę firm oferujących francuskie czy angielskie prestartery za ok 4 tys. i są na pewno dużo lepsze lecz nadal nie poprawią nam wyników i dużą z tego część należy odliczyć z tej ceny na transport i marże. Kluczem jest też przygotowanie żywieniowe prosiąt oraz ich ogólna masa i jakość a co za tym idzie kolejnym kluczem jest żywienie loch gdyż jeżeli locha ma niedobory to i prosięta będą w pewnym stopniu je mieć. W tuczu natomiast potrzeba stałego monitorowania przyrostów i zużycia paszy i także w tym dziale żywiąc rzepakiem i strączkowymi nie narzekajmy że przyrosty są słabe czy opłacalność niska. Wszystko zaczyna się od maciory, jak to mawiał Merowing z matrixa wszystko jest od siebie zależne - ciąg przyczynowo skutkowy. Sposób i jakość żywienia loch bezpośrednio wpływa na prosiaka jakiego mamy na porodówce, jakiego odsadzamy, następnie na warchlaka i tucznika, a końcowym elementem jest nasz bilans ile włożyliśmy pieniędzy by wyprodukować 1 sztukę i ile z tego zostało nam w postaci zysku. Kończąc temat żywienia który tylko został nakreślony polecam samemu zainteresować się układaniem dawek i porównywania wyników jakie efekty nasza receptura dała i co można poprawić. Potrzeba dużo czytać i śledzić na bieżąc trendy i badania. Nie zawierzajmy firmom paszowym bo te popełniają masę błędów a żywieniowcy wstukają recepturę w komputerze i udają mądrych powtarzając slogany i teorie zasłyszane od kolegów czy na szkoleniach. Jeżeli mowa o weterynarzach to często przy jakiś problemach zauważałem wzajemne obarczanie się winą, żywieniowiec mówił że przyczyną jest choroba a lekarz że złe żywienie. Jeżeli te argumenty nie działają to często jest podawanie leków w ciemno szczególnie tych do wody. Duża część lekarzy stosuje za dużo leków profilaktycznie ale wiadomo że marża to zysk a miałem osobnika z 35 % marżą najlepszego. Niektórzy nie potrafią prawidłowo wyliczyć dawek leków ale początkowo to wszystko było normlane i wierzyło się że tak trzeba robić podobnie jak z żywieniem. Złe dobranie szczepień ochronnych czy inne nietrafione decyzje jak np. szczepienie loch PCV itp. sprawiają że problemy się nawarstwiają i powoli obniżają rentowność hodowli/fermy. Nie sposób nie wspomnieć też o ludziach, gdzie przerzuciłem ponad 150 pracowników z całej polski z różnych grup wiekowych i społecznych i jest z tym problem by kogoś dobrego znaleźć co sprawia że na wielu obiektach wyniki mocno spadają. Tutaj podam przykład fermy 400 loch gdzie obsługa miała tak małą skuteczność krycia/wyproszenia że brała normlane tuczniki z tuczarni i kryła by norma pokrytych loch w grupie się zgadzała, właściciel zorientował się po 2 latach dopiero gdy zmienił zootechnika. Podsumowując moim zdaniem powodem braku opłacalności produkcji trzody chlewnej jest brak wiedzy o funkcjonowaniu organizmu świni, zbyt ubogie = tanie żywienie na wszystkich etapach wzrostu i złe doradztwo firm paszowych oraz weterynaryjnych a zwłaszcza brak chęci nauki ze strony właściciela/hodowcy Polecam spróbować wydostać się z tej "studni " i zobaczyć że granice opłacalności są tylko i wyłącznie w naszych głowach. Edytowano Wrzesień 25, 2017 przez jarki Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Napisano Maj 11, 2017 · Zgłoś post Przeczytałem-to wszystko TEORIA jak rozumiem?5 lekarzy,gdzie znachor wie,że 100zł ma brać,17 firm paszowych,150 ludzi z pensją,do tego KREDYT Kto to wytrzyma...to poproszę na priv polecenie firmy paszowej,bo sękowo wysiada,łęczyca w ciula robi,a grabki bez komentarza Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Napisano Maj 11, 2017 · Zgłoś post 1 godzinę temu, Pałuczanin81 napisał: Przeczytałem-to wszystko TEORIA jak rozumiem?5 lekarzy,gdzie znachor wie,że 100zł ma brać,17 firm paszowych,150 ludzi z pensją,do tego KREDYT Kto to wytrzyma...to poproszę na priv polecenie firmy paszowej,bo sękowo wysiada,łęczyca w ciula robi,a grabki bez komentarza Przytoczone dane nie są teorią i pochodzą z mojej fermy na przestrzeni lat 99 % ferm jest mocno kredytowanych więc bez problemu wytrzymują nawet parę lat posuchy w zyskach ;) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach